Do Cusco docieram z z Puno. Kupując bilet w jednej z licznych firm zlokalizowanych na każdym tutejszym (ale również argentyńskim, chilijskim czy ogólnie południowoamerykańskim) dworcu autobusowym, najpierw należy przejść parę okienek, porównać godziny wyjazdu, cenę, serwis na pokładzie – czy jest to cama (łóżko) – siedzenia rozkładane na 160-180st czy semi cama (pół łóżko) i siedzenia jak w polskich międzynarodowych autobusach, zazwyczaj z większą ilością miejsca na rozłożenie nóg i podnóżkiem. Należy zapytać również czy oferują snacki, lub kolację/obiad na pokładzie – w peruwiańskich droższych autobusach tak zazwyczaj jest. W Peru przewoźnik za każdym razem (przynajmniej mnie) obiecuje, iż podróż będzie5h trwała 1h-1,5 krócej niż rzeczywiście więc należy na to wziąć poprawkę.
Miało być o Cusco, więc do rzeczy. Docieram do miasta z 2h opóźnieniem ok. 20h czyli w nocy gdyż tutaj o tej porze roku, czyli na jesień, ciemno robi się o 18h. Na przedmieściach miasta do autobusu wkracza sympatyczny, młody pan z teczką i oferuje pasażerom hostel ze śniadaniem i transportem z terminalu w przyzwoitej cenie 25 soli. Opcja jest interesująca; terminal znajduje się za miastem, taksówkarze pewnie oszukują, a poza tym nie bawi mnie łażenie wieczorem po nieznanym mieście od drzwi do drzwi i szukanie noclegu. Przyjeżdżamy więc w 6 osób do hostelu – na ofertę skusiły się jeszcze francuska i holenderska para oraz Koreańczyk. Hostel położony 3 przecznice od głównego placu, na powitanie szykują nam mate, pod prysznicem gorąca woda (to w Cusco nie jest standardem) jedyny ból, że trochę zimno, ale hostele tu nie są ogrzewane. Dopiero rejestrując się na recepcji zwracam uwagę na oficjalny cennik hostelu, gdzie każdy z pokoi kosztuje średnio 10 soli mniej niż cena zaoferowana przez pana w busie,ale jedną noc można się przespać. Przespawszy noc pod kołdrą, kocem i kapą oferowanymi przez hostel w standardzie oraz moim śpiworem wyruszam na poszukiwanie innej noclegowni. Teraz w Peru jesień, koniec pory deszczowej, relatywnie niewielu turystów, także nie powinno być problemu. I tak po 30 min przenoszę się do usytuowanego nad Plaza de Armas, hostelu Resbalosa (18 soli za pokój ze śniadaniem) z 3 tarasami z widokiem na główny plac miasta. Woda co prawda średnio ciepła w większości pryszniców, wifi działa głównie we wspólnej części, trzeba też podejść ze 100 m po chodach, co przy tej wysokości wydaje się 1 km, ale widoki z tarasu rekompensują to z naddatkiem :-).
Samo miasto przepiękne, mało na świecie tak ładnych miast. Piękne uliczki, budynki i patia, piękne, budzące podziw fasady kościołów, których na samym rynku 3. O wnętrzach kościołów pisać nie będę bo wstęp do każdego kosztuje min. 10 soli (czyli 12 pln), a nie jedzie się przecież do Peru żeby oglądać święte figury. Uliczki wiodące od rynku cudne, pełne sklepów z rękodziełem, agencji turystycznych, sklepów oferujących naturalne kosmetyki i zdrową żywność oraz knajp. 3-daniowe menu to koszt ok 10-15 soli, są też liczne restauracje sushi, wegetariańskie i organiczne – do wyboru, do koloru. Mimo bardzo turystycznego charakteru miasto nie traci zupełnie swego uroku, wiele tu w centrum fajnych placyków, skwerów, wąskich, starych uliczek – dla mnie wyjątkowo przyjazny klimat.