Ponownie w Ekwadorze, cudownie :-)! W niedziele wieczorem przekroczyłam granicę z Kolumbią. O 19h wieczór wyglądała bezpieczniej i sympatyczniej niż poprzednim razem w biały dzień. Nie ma cinkciarzy, dziwnego towarzystwa i nie czeka się w kolejce. Granicę można przekroczyć w 20 min zaliczając obie pieczątki i taxi na terminal w Tulcan po ekwadorskiej stronie. Stamtąd jedynie 2h i jestem znowu w Otavalo- pięknie :-). We wtorek wyruszam do Mishualli, do Amazonii, będzie egzotycznie! Niestety autobusy po drodze troszkę nawaliły- były przesiadki - Otavalo - Quito, zmiana terminalu w Quito - 45 min, kolejny bus do Teny i kolejny do Misahualli. Do Teny docieram o 20h stąd zatrzymuje się tam na noc. Miasto spokojne, turystyczne, bezpieczne, można spokojnie spacerować z całym bagażem po zmroku, nikt nie zaczepia, sympatyczni ludzie, bez problemu. Tena to podobno ekwadorska stolica sportów wodnych. Rzeczywiście można zobaczyć na słupach ogłoszenia, że ktoś sprzeda lub kupi kajak, ale to tyle. Zatrzymuję się na noc w fajnym hostelu - Brisa del Rio na Maleconie - jedynka za 8$ ze wspólną łazienką. Malecon, czyli pasaż nadmorski to duże słowo - morza tu nie ma, płynie rzeka, nad rzeczką mały, sympatyczny deptak, knajpka z jedzeniem na otwartym powietrzu, ładny skwer, w centrum wzdłuż głównej ulicy wiele sklepów z tanimi amazońskimi pamiątkami - pod tym względem jest tu najtaniej i największy wybór, więc warto zrobić zakupy :-).
Ja kolejnego dnia rano od razu pomknęłam do Misahualli (45 min. autobusem, co ok. 1h sprzed terminala), ale do zobaczenie w Tenie jest Park Amazoński - o nie puszcza a jedynie stworzony przez człowieka park, ale podobno bardzo duży i ładny.