We wtorek rano wyruszamy na Jezioro Titicaca. Jest niski sezon także na statku turystów niewiele. Po 30 min docieramy na jedną z pływających wysp (wycieczka zawiera wejście na 2 takie wyspy), opowiada nam o metodzie tworzenia wyspy, rozdaje nam po świeżej słomce, z której tu budują podłoże wyspy i która jednocześnie konsumowana jest tu jako lody ;-). Słomka smakuje jak nasza polna trawka w skali makro, ale co kraj to obyczaj ;-). Zdaniem moich zaprzyjaźnionych archeologów, ludzie mieszkali podobno na tych wyspach jeszcze w latach 80. teraz przypływają tu statkami, przebierają się i robią show dla turystów, o czym nas oczywiście nie informują ;-).
Za dodatkowe parę soli (5-10) można przepłynąć do następnej wyspy, czyli ok 300 m, a panie w lokalnych strojach żegnają z brzegu śpiewając hiszpańskie hity typu "Vamos a la playa" - kicz. Następnie płyniemy ok 3,5h na Amantani, czyli wyspę, na której mamy nocleg. Świeci słonko, rozkładamy się na statku i opalamy ;-). Na Amantani docieramy ok 13h, witają nas mieszkańcy, a przewodnik dzieli nas na 3-6 osobowe grupy, z których każda będzie spać u innego gospodarza. Na wyspie prawie każdy z mieszkańców ma pokoje gościnne, bardzo ładne i schludne, w porównaniu z własnymi warunkami mieszkalnymi. Wyspę zamieszkuje ok 4000 os., podzielonych na 10 społeczności. Nie ma elektryki, jedynie słoneczna, także woda w kranie jedynie zimna a światło z żarówki starcza na ok 2h wieczorem. Jest natomiast przedszkole, szkoła podstawowa z internetem oraz szkoła średnia. Ludzie żyją głównie z turystyki,rękodzieła oraz rolnictwa.stów nie ma zbyt wielu, stąd cudzoziemcy są sprawiedliwie przydzielani, średnio każda rodzina 1 na miesiąc gości turystów. Ponieważ wyspa mała, nie ma zbyt wiele zwierząt także podstawę wyżywienia i upraw stanowią ziemniaki. My w 6 osób (4 Polki, 1 Amerykanka i 70letni Niemiec) mieszkamy u rodziny z dwójką dzieci.Na obiad dostajemy tutejszy krupnik, parę odmian ziemniaków, wędzony przypieczony ser w stylu oscypka oraz herbatkę z munia, czyli naturalne, świeżo zebranej i zalanej wrzątkiem rośliny przypominającej w smaku i zapachu miętę. Podobno pomaga na wysokość, tak jak koka, a z wysokością, wnosząc pod górę plecak miałyśmy problemy. Popołudniu nasz gospodarz prowadzi nas na główny plac miasta skąd przewodnik, z którym przypłynęłyśmy prowadzi nas do dwóch górujących nad wyspą świątyń (a w zasadzie ich pozostałości) - Pachachamama i Pachatata. Świątynie bardzo średnie, zamknięte metalową kłódką ;-), ale sam spacer uroczy. Wieczorem, po kolacji gospodyni przynosi nam lokalne ciuchy abyśmy godnie wystąpiły na wieczorze folklorystycznym ;-). Gospodarz również się przebiera w ponczo, peruwiańską czapeczkę i prowadzi nas do tutejszej knajpy gdzie przy dźwiękach lokalnej muzyki tańczymy z lokalsami ;-). Rano decydujemy się wracać od razu do Puno i rezygnujemy z wizyty wyspy Taquile. Dziewczyny chcą jak najszybciej dostać się do La Paz, a ja do Cusco