Od dawna marzyłam o tropikalnym klimacie, przepięknych karaibskich plażach, owocach morza, świeżych, pysznych owocach i nadmorskich miasteczkach, stąd Puerto Lopez to moja pierwsza miejscowość w Ekwadorze Nie są to co prawda Karaiby, ale jest ciepło, bardzo wilgotno (ciuchy mi nie schną mimo 30 st. przez półtora dnia), czasem spadnie lekki tropikalny deszczyk i na powitanie mam po min. 10 okropnie swędzących komarzych bąbli na każdej z nóg :-). I tak lepsze to niż +15 st, 3000 m.n.p.m., oraz pustynia, kurz i góry, góry, góry choćby najpiękniejsze. Andy są przepiękne, ale ja po stokroć wolę tropikalne klimaty.
Miejscowość niewielka, nadmorska, oczywiście wiele tu restauracji, a w zasadzie małych knajpek, barów, hosteli oraz plażowych barów z pysznymi licuado, czyli sokami ze zmiksowanych świeżych owoców z wodą lub mlekiem. Wybrałam bardzo fajny hostel Sol In z listy Lonely Planet - śliczne, przypominające dżunglę patio, porośnięte migdałowcami i różnego rodzaju palmami, piętrowe drewniano-słomiane domki, duża kuchnia na świeżym powietrzu, dobrze działające wifi (7$/noc). Po patio przechadzają się żółwie wcinając kwiatki i migdały, a po wyjściu na werandę dziś rano mym oczom ukazał się bardzo opalony pan na drabinie, obcinający maczetą liście palmowców. Poczułam się jak żona tarzana :-).
W miasteczku poza sezonem, czyli teraz pustki - turystów niewiele także jest bardzo leniwie i sympatycznie. Miasteczko żyje swoim życiem - mimo braku turystów, lokalne knajpki pozostają otwarte i goszczą mieszkańców. W centrum, przy terminalu autobusowym, tętni codziennie życiem targ owocowo-warzywny, rano na plaży rybacy wracają z połowów sprzedając świeże ryby i owoce morza. Od wczesnych porannych godzin organizują się tu comedores (czyli jadłodalnie) gdzie można sobie zaserwować na śniadanko świeżo złowioną rybkę w towarzystwie miejscowych :-). Ludzie sympatyczni, weseli. oczywiście mają dla turystów inną cenę, ale można się targować. Można nawet podejść, zapytać, porozmawiać, zrobić zdjęcie i nie kupić kompletnie nic. Nikt nie będzie nas gonił drąc się aby dać mu monetę za patrzenie na rybę, zrobienie zdjęcia rybie lub popukanie po skorupie kraba- niezwykle miła odmiana po Peru :-).