Miasto samo w sobie średnie i jeśli ktoś jest ograniczony w czasie to można je sobie spokojnie odpuścić. Ja zatrzymałam się na weekend z myślą aby poimprezować, a przede wszystkim potańczyć. Cóż wrażenia mam takie, że może i rzeczywiście klubów salsowych jest z 1200 jak chwalą się mieszkańcy Cali, ale większość pustych – po 3-4 pary w środku. Kolumbijczycy na imprezy chodzą parami, także jeśli ktoś pary nie ma, to szanse na potańczenie są małe. Fakt, że salsa w Cali to zupełnie inna salsa, muzyka również inna, ale tańczyć ją potrafią chyba w większości jedynie profesjonalni tancerze bo w klubach poziom niski, a „najlepsze” polecane nam przez mieszkańców Cali lokale to nie dyskoteki, lecz miejsca, w których impreza przeplatana jest żenującymi konkursami, żartami wodzireja itp. - trochę jak święto miasteczka a nie nocny klub. W klubach płaci się wstęp, a większość „dobrych” lokali jest oddalonych od siebie o znaczną odległość – każdy w innej dzielnicy lub w na przedmieściach miasta, także trzeba dojechać taksówką. Reasumując jeśli chodzi o znalezienie klimatycznego miejsca z dobrą muzyka i dobrym poziomem tanecznym oraz łatwo dostępnej lokalizacji wybieram jakiekolwiek miasto Europy :-). Byłam naprawdę zmotywowana, żeby poczuć salsową kulturę tego miasta, ale w ciągu 4 dni spotkałam w klubach 3 facetów, którzy reprezentowali naprawdę dobry poziom taneczny. Można się pokusić o stwierdzenie, iż jeśli Cali to nie stolica salsy to na pewno jest to centrum silikonu. W życiu nie widziałam tylu kobiet o sztucznym biuście pośladkach lub innej zmodyfikowanej części ciała. A jeśli kogoś na operację nie stać zawsze można zaopatrzyć się w mega majtki ze sztuczną gąbczastą pupą w jednym ze sklepów z bielizną - z tego co widziałam na ulicy są niezwykle popularne ;-).