Z Salty, zrobiłam sobie krótką, 5dniową wycieczkę do Boliwii. Wycieczka w zamierzeniu miała być dłuższą podróżą przez Boliwię i dalej przez jezioro Titicaca do Peru, ale, że Boliwia nie zauroczyła mnie tak jak się tego spodziewałam, wróciłam po paru dniach do Salty, żeby spędzić tu fajne Święta Wielkanocne ;-).
Boliwia to dla mnie przed wszystkim przepiękne, dziewicze krajobrazy, a poza tym bardzo tania baza noclegowa (ok 10$ za hotel ze śniadaniem, wifi i basenem) oraz tanie i bardzo smaczne jedzenie, niewiele różniące się od polskiej kuchni :-). Boliwia jaką ja zobaczyłam to również duży brud, kurz (bite drogi), duża bieda i w większości (oczywiście zdarzały się wyjątki) średnio otwarci i mili ludzie, widzący obcokrajowców jedynie jako źródło pieniędzy, czasem bardzo łatwych pieniędzy gdyż wiele tu kradzieży i trzeba pilnować się na każdym kroku.
Do Boliwii dotarłam nocnym, lekko zdezelowanym autobusem z Salty. Autobus przywozi nas do granicznej miejscowości po stronie argentyńskiej – Quiaca i stamtąd na piechotkę, ok. 10 min na przejście graniczne. Odprawa odbywa się bez problemu, w przeciwieństwie do Amerykańskich turystów, którzy sterczą tam od paru godzin i muszą zapłacić 135$ za wjazd. Pierwsze miasto po stronie boliwijskiej to Villazon. To duża wioska, z bitymi drogami, kurzem i długą ulicą – targiem, targiem dziadostwa. Z lokalnych produktów można tam jedynie kupić liście koki, parę marnej jakości swetrów, rękawiczek i czapek z lamy i to chyba tyle. Większość targu to oryginalne bądź nie telefony komórkowe różnych marek, akcesoria telefoniczne, chińskie staniki,ciuchy, koce, sama chińszczyzna. Z Villazon autobusem jakości, coś w stylu naszego PKSu docieram do Tupiza, czyli 20tys. Miasteczka, w którym agencje turystyczne oferują 4dniowe wyprawy jeepem do Salares de Uyuni - czyli wielkiego, stale powiększającego się solniska, które wiele lat temu było słonym jeziorem. Podróż z Tupiza kosztuje 180$, w tym 4osobowy jeep, kierowca-przewodnik, kucharz (w moim wypadku żona kierowcy ;-)) jedzenie i spanie. Wyprawę można również odbyć z Uyuni - trwa wtedy 3 dni i kosztuje połowę tej ceny, choć podobno serwis jest gorszej jakości. Większość wyprawy spędzamy w jeepie, co jakiś czas zatrzymując się na zdjęcia lub jedzenie lub wieczorem na spanie. Śpimy w górskich wioskach, w murowanych chatkach bez prysznica, ogrzewania i z lodowatą wodą, ale tak żyją tu mieszkańcy Andów. Wioski położone są na wysokości ponad 4 tys m.n.p.m. stąd wyprawy nie poleca się osobom z wysokim ciśnieniem lub problemami sercowymi. Bo może być ciężko - ja obudziłam się pierwszej nocy i przez kilka godzin nie mogłam spać bo brakowało mi tlenu - nieciekawe uczucie.... pejzaże w czasie wyprawy są przepiękne i dziewicze. Tak piękne, że zdjęcia udają się nawet dyletantom (w załączeniu ;-) ). Wyprawa z Tupiza ma tą przewagę, że codziennie krajobrazy są ładniejsze i ciekawsze. pierwsze dzień to trochę wiosek, lamy i osiołki, drugi dzień to przykryte śniegiem ruiny na wysokości 4850 n.p.m. i gorące źródła, trzeci dzień to bajkowe, pełne flamingów laguny, czwarty to wschód słońca na solnisku w Uyuni. Taka podróż to też świetna okazja żeby odzyskać parę straconych wcześniej kilogramów ponieważ jedzenie jest przepyszne!! Biorąc pod uwagę polowe warunki, gazową kuchenkę, brak ciepłej wody i ogrzewania oraz to, że aby wyruszyć w trasę o 5h rano nasza kucharka musiała wstawała o 3h żeby przygotować nam na śniadanie naleśniki oraz ugotować lunch - należy się pełen respekt :-)!!!