Salta to cudowne miejsce na spędzenie Świąt Wielkanocnych. Słoneczko, ponad 25 stopni, przyjaźni ludzie, ale też rzesze turystów ściągających tu na święta. Większość hosteli i hoteli ma komplet, także dobrze się stało, że zarezerwowałam sobie lokum przed wyprawą do Boliwii.
Dotarłam tu z kilkugodzinną obsuwą spowodowaną 5h czekaniem na argentyńsko-boliwijskiej granicy w Villazon. Nie doinformowałam się wcześniej, że w tą stronę przejście może zająć tyle czasu ponieważ Argentyńczycy kontrolują bagaże wszystkich przeprawiających się w tą stronę Boliwijczyków. Turystom nawet nie zaglądają do plecaka, ale niestety w kolejce czekać trzeba.Tak, tak zaopatrzeni w wielkie wory, pełne chińskich klapek, ciuchów, garnków innych wysokiej jakości wyrobów made in china, lub używanych ciuchów na handel Boliwijczycy stanowią znaczną większość kolejki. W ten sposób można zaznajomić się z nielicznymi backpackersami czekającymi grzecznie w kolejce, wymienić doświadczenia i wrażenia lub jak w moim przypadku dowiedzieć się kogo gdzie i w jaki sposób w Boliwii okradli. W drodze autobusem do Salty zatrzymuje nas żandarmeria i przez kolejne 45 min kontroluje bagaże Boliwijczyków... W końcu o 24h30 docieram do Salty. Dobrze, że ma kto po mnie wyjechać na dworzec i mam gdzie spać bo o tej godzinie nie chce mi się już szukać hostelu.
Święta rozpoczynamy z zaznajomioną argentyńską rodzinką niedzielą palmową kiedy to lokalny ksiądz zjeżdża do miasta na ośle ;-) i święci palmy - czyli tutejsze zielone witki, a mieszkańcy przedmieść sprzedają pod kościołem i w centrum miasta dekorowane czekoladowe jajka własnej roboty ;-).
Te jajka to świąteczny przysmak. W Wielkanocną niedzielę cała rodzina kładzie palec na takim jajku i na komendę rozwala je, po czym odbywa się wspólne jedzenie czekolady i znajdujących się w środku cukierków. Mniam ;-).
Świąteczne wycieczki:
Z Salty można wybrać się miejskim autobusem (za ok 1,4 pln) do San Lorenzo lub La Caldera - to dwie znajdujące się w odległości 10-20km od miasta urocze, bardzo zielone miejscowości, w których można pojeździć konno, urządzić sobie piknik nad rzeczką lub po prostu pospacerować.
Można również wybrać się piechotą na znajdujące się w niewielkiej odległości od centrum wzgórze Matki Boskiej - Virgen del Cerro. To sympatyczny spacer leśną drogą do sanktuarium, do którego co sobotę pielgrzymują mieszkańcy różnych, nawet bardzo odległych argentyńskich miast. Rosnące na wzgórzu drzewa obwieszone są ogromną ilością różańców, które wieszają tu w podzięce pielgrzymujące osoby.
Troszkę dalsza wycieczka to miasteczko Cerrillos, oddalone ok 2h drogi od Salty. Ja wybrałam się tam w poszukiwaniu koni, ponieważ tak poinformowano mnie w informacji turystycznej. Koni wielu nie znalazłam, a te, które udało nam się wypożyczyć, spacerowały bardzo opornie i to jedynie przy cmokaniu i klaskaniu chowającego się za drzewem właściciela, a kiedy ten zniknął zatrzymały się w trawie na małą przekąskę po czym ani rusz ;-). Przesiedzieliśmy więc na nich cierpliwie tracąc większość wyznaczonego czasu, czekając aż zjedzą lunch po czym konie ruszyły w drogę powrotną do zagrody, już galopując, co wywołało u mnie lawinę cichych, niecenzuralnych słów ;-).