Geoblog.pl    malgosia    Podróże    Chile 2012    Iquique, czyli Chile once again ;-)
Zwiń mapę
2012
10
kwi

Iquique, czyli Chile once again ;-)

 
Chile
Chile, Iquique
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3843 km
 
Znowu jestem w Chile. Dotarłam tu z Salty rannym autobusem gdyż stwierdziłam, że sympatyczniej będzie dostać się do Peru przez chilijską Aricę niż przez Boliwę. Jakoś nie mam ochoty na kolejną przeprawę przez argentyńsko-boliwijską granicę. Nie mam najlepszych wspomnień z czekania z bezdomnymi psami na moście przy rzeczce-ścieku w boliwijskim Villazon ;-).

Tym razem przejazd przez granicę na pustyni Atacama odbył się bardzo szybciutko - 30 min. po argentyńskiej stronie, 30 po chilijskiej i dotarłam wieczorkiem do Calama. Bezpośredni przejazd autobusem z Salty do Arica był droższy, poza tym na tej trasie busy kursują co drugi dzień. Calama to przemysłowe i brzydkie pustynne miasto. Jedyne co tu można, to zaopatrzyć się w leki i kosmetyki w jednym z wielu tutejszych odmian Rossmana (Chilijczycy uwielbiają chyba apteki) i zjeść 2 razy taniej niż w okolicznych turystycznych miejscowościach gdyż 2daniowe menu dnia kosztowało mnie 2,6 dolara w lokalnej knajpie ;-). O 23h złapałam jedno z ostatnich wolnych miejsc w busie do Iquique i o 4h30 rano byłam na miejscu. Iquique to przepiękna nadmorska, portowa miejscowość. Tak mnie urzekła, iż postanowiłam poczłapać sobie pieszo o 5h nad ranem w poszukiwaniu hostelu. Mój spacer zakończył się jednak po ok. 5min kiedy to zgarnęła mnie tutejsza żandarmeria w trosce abym bezpiecznie dotarła na miejsce jako samotnie podróżująca kobieta. W ten sposób, pierwszy raz w życiu, darmową, okratowaną taksówką dotarłam do hostelu dla backpackersów ;-). Hostel piękny, nowiutki, czyściutki, przy samej plaży, ze ślicznym ogródkiem i widokiem na morze. Co prawda woda w morzu nadal zimna, trochę lepsza niż w okolicach Santiago ponieważ nogi można już zanurzyć do kolan, ale nadal nie to ;-). Samo miasto przeurocze, nie za duże, niecałe 200 tys. mieszkańców, a zabudowa w stylu prowincji w południowych stanach USA - same drewniane kolorowe domki - boskie ;-).

Za miastem wielka strefa wolnocłowa, pełna małych sklepików głównie z elektroniką, telefonią komórkową, perfumami i słodyczami. To dobra okazja żeby zaopatrzyć się w czekoladę za rozsądną cenę, gdyż w Argentynie, Chile i Boliwii to towar raczej luksusowy. W produkującej kakao Boliwii 100g czekolada kosztuje ponad 6pln, a w Argentynie 200g czekolada Lindta to wydatek ok 70 pln - przedziwne. Oczywiście, na bezcłówce nie mogło zabraknąć sklepów z chińską bielizną i indiashopów,ale to w mniejszości ;-). Można tam dojechać miejskim busem lub tzw chilisjkimi "collectivo" czyli wspólnymi żółto-czarnymi taksówkami - to główny i tani (ok. 1-2dolarów za przejazd) środek transportu w Chile.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 40 wpisów40 11 komentarzy11 179 zdjęć179 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.05.2012 - 11.05.2012
 
 
28.04.2012 - 02.06.2012
 
 
13.04.2012 - 28.04.2012